środa, 29 lutego 2012

Dobry nawilżający podkład

Mój pierwszy ekologiczny podkład okazał się strzałem w dziesiątkę. 


















Po pierwsze, nawilża, co jest potrzebne nawet moje tłustej skórze. Po drugie, nie zapycha porów, co często zdarzało mi się z poprzednikami. Po trzecie, jest bardzo lekki i płynny, dobrze się rozprowadza, a twarz nie wygląda tak, jak gdyby ktoś nałożył na nią grubą warstwę farby wątpliwego koloru. Do tego odcień Ivory idealnie pasuje do mojej bladej cery, a fluid, na dodatek dobrego, przyjemnie pachnie :) 

Jak tu się nie cieszyć?
Ma jednak minus - nie matuje. Czego nie ma, tego nie ma. Bez pudru skóra będzie się świecić. Ale wybaczam mu to za inne dobrodziejstwa :)


Firma: Lavera
Produkt: Podkład Trend Sensitiv Ivory 02
Skład: Water (Aqua), Olea Europaea (Olive) Fruit Oil*, Alcohol*, Myristyl Myristate, Carthamus Tinctorius (Safflower) Seed Oil*, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Cetyl Alcohol, Silica, Tricaprylin, Glyceryl Stearate Citrate, Glucose Glutamate, Butyrospermum Parkii (Shea Butter)*, Cocos Nucifera (Coconut) Oil*, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter*, Hydrogenated Lecithin, Dehydroxanthan Gum, Microcrystalline Cellulose, Hydrogenated Palm Glycerides, Algin, Xanthan Gum, Argania Spinosa Kernel Oil*, Camelina Sativa Seed Oil, Vegetable Oil (Olus Oil) , Hippophae Rhamnoides Fruit Extract*, Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract*, Lecithin, Brassica Campestris (Rapeseed) Sterols, Lysolecithin, Tocopherol, Algae, Cichorium Intybus (Chicory) Root Extract, Magnesium Gluconate, Maltose, Tilia Cordata Flower Extract*, Rosa Centifolia Flower Extract*, Malva Sylvestris (Mallow) Flower Extract*, Helianthus Annuus Seed Oil, Ascorbyl Palmitate, Fragrance (Parfum)**, Citral**, Citronellol**, Geraniol**, Limonene**, Linalool**, [+/- Titanium Dioxide (CI 77891), Iron Oxides (CI 77492), Iron Oxides (CI 77491), Iron Oxides (CI 77499)]
 * składniki pochodzące z upraw ekologicznych
**naturalne olejki eteryczne
Opakowanie: 30 ml, pompka
Cena: około 50 zł

Testuję kolejny sklep ze zdrową żywnością.

Podczas ciężkich poszukiwań niechińskich pestek trafiłam na nowy sklep, www.zdrowazywnosc.com.pl i stwierdziłam, że muszę go wypróbować.

Pierwsze wrażenia - pozytywne :) Zamówienie złożyłam w poniedziałek, zapłaciłam we wtorek, dzisiaj, czyli w środę, już jest u mnie i wygląda całkiem smacznie:

Oczywiście, szczególnie zainteresowana byłam pestkami dyni pochodzenia polskiego :) Wyglądają tak:
Jak smakują - niedługo zobaczę.

Natomiast po przeczytaniu etykiet czekała na mnie smutna niespodzianka. Algi spiruliny, które zamówiłam z nadzieją dodać więcej jodu do swojej diety, są... racją, pochodzenia chińskiego. To samo dotyczy czarnej herbaty, mimo że jest eko i fairtrade. Coś tak czuję, czeka na mnie kolejny kwest, a raczej, kolejne filozoficzne pytanie - czy da się znaleźć czarną ekologiczną herbatę nie z Chin? To be continued :)

poniedziałek, 27 lutego 2012

Pestki dyni nie z Chin. Mission possible?

Lubię pestki dyni. Są smaczne, można je dodawać do sałatek, jogurtów i kanapek, do tego zawierają masę cennych rzeczy: witamy grupy B, wapń, żelazo, fosfor, miedź, magnez, tryptofan i mangan.

I wszystko by dobrze, tylko że jest mały problem. Nie chcę pestek z państwa, które trzyma pierwsze miejsce w emisji dwutlenku węgla.Od dłuższego czasu jestem więc w ciągłym poszukiwaniu pestek dyni, krajem pochodzenia których nie byłyby Chiny. 

Nie jest to wcale takie proste, jak się wydaje. I chyba każdy, kto interesował się pochodzeniem pestek dyni, nieważne, czy tanich, czy drogich i ekologicznych, o tym wie :)

Do tej pory nie potrafię zrozumieć, czemu jest taki problem z produkcją pestek w Polsce. Ale się nie poddaję. Szukam, czytam, piszę listy do producentów. I dzisiaj chcę podzielić się z wami moimi wynalazkami.


Producent: Bios
Produkt: Pestki dyni węgierskiej
Kraj pochodzenia: Czechy
Opakowanie: 200g
Cena: ok. 10 zł
Producent: BioAvena
Produkt: Pestki dyni łuskane ekologiczne
Kraj pochodzenia: od listopada 2011 - Polska
Opakowanie: 100g
Cena: ok. 8 zł

Producent: Szarłat
Produkt: Mąka z pestek dyni (mają również same pestki oraz olej)
Kraj pochodzenia: Polska
Opakowanie: 300g
Cena: ok.7 zł

Producent: Natu
Produkt: Ekologiczne pestki dyni
Kraj pochodzenia: Austria/Węgry
Opakowanie: 100g
Cena: ok.8 zł

Niechińskie pestki i nie tylko można zamówić w internetowych sklepach ze zdrową żywnością (na przykład: www.zdrowazywnosc.com.pl, www.kozlek.pl). Czasami też można je znaleźć w supermarketach.

Udanego polowania :)

niedziela, 26 lutego 2012

Przekąska z suzonych pomidorów

Składniki
  • mały słoiczek kaparów
  • mały słoiczek zielonych oliwek
  • opakowanie suszonych na słońcu pomidorów
  • mała kulka mozzarelli
  • koperek
Pomidory krótko moczymy w zimnej wodzie. Ser kroimy na plasterki. Do środka każdego pomidora wkładamy ser, kaparek i koperek, po czym zawijamy, na górze kładziemy oliwkę i całość fiksujemy wykałaczką.


Ciasteczka z waniliowym kremem i borówkami


Od dłuższego czasu do wszystkich swoich wypieków korzystam z tego samego przepisu na ciasto, modyfikując składniki w zależności od tego, co mam pod ręką i jaka jest koncepcja przyszłych słodyczy :) Dzisiejsze ciasteczka nie były wyjątkiem. Podaję więc przepis na bazowe ciasto, z którego (naprawdę) da się zrobić praktycznie wszystko. 

Ciasto:
  • 1 lub 2 jajka
  • 6 łyżek oliwy
  • 5 łyżek ksylitolu (lub brązowego cukru/syropu z agawy, kto co lubi i uważa za zdrowsze)
  • pół szklanki otrębów, pszennych lub owsianych
  • 1/3 łyżeczki sody, gaszonej jabłkowym octem
  • 1 opakowanie cukru z prawdziwą wanilią (czyli jedna-dwie łyżki)
  • około pół szklanki mleka lub jogurtu
  • razowa pszenna mąka (w przypadku ciasteczek, tyle, żeby zrobiło się zbite i dało się go rozwałkować)
Wszystkie składniki mieszamy, wyrabiamy ciasto, po czym trzeba go rozwałkować i małą szklaneczką (ja korzystam z tych do tureckiej herbaty) wykroić krążki. Zostawiam w piekarniku na ok.20 minut przy 200 C. Gotowe :)

Krem:
  •  200 ml 4% zagęszczonego mleka bez cukru
  • 1 opakowanie cukru z prawdziwą wanilią
  • 1 żółtko
  • 5 łyżek ksylitolu
  • 2-3 łyżki zwykłej mąki
  • szczypta kurkumy
Wszystko dobrze wymieszać i doprowadzić do wrzenia. Gotować ok. 1 minuty.

Krem nakładamy na gotowe ciastka, dodajemy borówki. Smacznego :)


Ekologiczny peeling do ciała za mniej niż 20 złotych

Długo zastanawiałam się nad tym, czy warto kupić sobie peeling do ciała. Powodem tego zastanawiania się była cena :) Postanowiłam więc zaryzykować i zamiast peelingu kupić mydełko. Duże ryzyko, nieprawdaż? :)

Ale się opłacało. Mydełko GoodKaarma z kawałkami suszonego rozmarynu świetnie daje radę jako peeling. Ma ziołowy, świeży zapach i nie wysusza skóry. Polecam serdecznie.


Firma: GoodKaarma
Produkt: Mydło Wall St z lawendą, bazylią, bergamotką, szałwią i rozmarynem
Skład: Sodium Palmate (made with palm fat*), sodium cocoate (made with coconut fat*), water, glycerin*, sodium salts of linum usitatissimum fatty acids (made with cold pressed flaxseed oil*), sodium salts of Theobroma Cocao Fatty Acids (made with cocoa butter*), sodium salts of Helianthus Annus fatty acids (made with cold pressed sunflower seed oil*), organic olive oil*, beeswax*, ground rosemary*, lavender essential oil, basil essential oil, bergamot essential oil and clary sage essential oil.
 *składniki z rolnictwa ekologicznego

Opakowanie: 80g
Cena: około 18 zł


sobota, 25 lutego 2012

Kolejne sposoby na oszukanie konsumentów

Wcześniej już czytałam o kreatywności chińskich biznesmenów w podrabianiu m.in. szynki parmeńskiej za pomocą... nadania nazwy Parma jednej ze swoich wiosek.


Aczkolwiek znacznie bardziej mnie przeraża ostatni "trend" chińskiej produkcji do lokalizowania się w Europie... W ten sposób kupując coś, co niby jest "made in E.U.", będziemy nadal wspierać chińską gospodarkę. Jest to dla mnie prawdziwie przerażające.

Tutaj wczorajszy artykuł na ten temat w onecie:

Zastanawiam się, dlaczego Unia pozwala na takie przekręty. Chociaż to jest pytanie retoryczne...

piątek, 24 lutego 2012

Moja przygoda z omijaniem "Made in China"

Jakoś tak się stało, że w przeciągu kilki miesięcy 2011 roku czara mojej cierpliwości się przelała. Najpierw parasolka, która się zepsuła po pierwszym użyciu, potem kolejny filmik o znęcaniu się nad zwierzętami w Chinach, potem link od koleżanki odnośnie skali zanieczyszczenia środowiska... Ostatecznie mnie dobiła pewna książka (o niej kiedyś muszę napisać oddzielnie), autor której opisywał swoje doświadczenie z chińskimi producentami kosmetyków. Włosy mi się jeżyły na głowie, kiedy czytałam o warunkach, w których owe kosmetyki były produkowane oraz o skali niedopatrzeń, kłamstw i zwykłej ignorancji. Stwierdziłam więc, że naprawdę już nie chcę więcej przykładać się do wzbogacenia tego państwa, które ewidentnie idzie w złym kierunku.

No i tutaj zaczęło się robić ciekawie :) Odkryłam nagle wielu interesujących rzeczy, pewnie dla większości ludzi oczywistych, ale na które jakoś nie zwracałam wcześniej uwagi. Mianowicie - na co idą producenci, żeby informację o pochodzeniu swoich towarów ukryć lub schować.

Trik 1, najbardziej ulubiony - gra w chowanego
Schować napis o pochodzeniu tak daleko i głęboko, jak tylko się da, i użyć małych literek. Jeżeli jest to metka na ubraniu, to już spotykałam się z przypadkami , w których była ona złożona z 5-6 "stron" i, oczywiście, informacja o "Made in China" była na ostatniej. Do tego baaaardzo malutką, ledwo widzialną czcionką. Ktoś całkiem nieźle wymyślił, że głupi, leniwy konsument przecież nie będzie chciał przeglądać 6-częściową metkę, a jeżeli już jakiś cwaniak się znajdzie, to może przynajmniej nie zauważy.

Trik 2, maskujemy niedoskonałości
Jeżeli jednak kupujący nie poddał się i znalazł informację na pudełku/ubraniu/opakowaniu, to czemu wtedy zamiast już trochę niepopularnego "China" nie napisać "PRC" lub "CRL" lub "ChRL" albo CE, a nóż ktoś nie domyśli się? :) A czasami wystarczy nawet po prostu "Outside E.U." Przecież ten "outside" może być gdziekolwiek, prawda? I w cale nie trzeba go jakoś dokładniej opisywać. Taka "lekko zamaskowana" etykieta mniej rzuca się w oczy i najwidoczniej brzmi lepiej, bo ostatnio widzę ją coraz częściej.

Trik 3, dla wymagających
Tak, no ale co robić z tymi, co z jakichś dziwnych powodów nie chcą uszczęśliwić chiński import swoim wkładem pieniężnym? Co z tymi dziwolągami, którzy wolą kupować polskie rzeczy? Specjalnie dla nich firmy mają inną ofertę - po prostu nie piszą, jakie jest państwo pochodzenia, ale dają do zrozumienia, że na pewno Polska, bo i kod jest polski, i nazwa firmy. Tak a propos, kody kreskowe, niestety, w ogóle nie gwarantują, że rzecz została zrobiona tam, gdzie to nam sugeruje kod kreskowy. Szukamy więc, kto jest producentem, i co widzimy? Coś w stylu "Zrobione dla firmy X z siedzibą w Warszawie". Lub też "Importer: firma X z Warszawy". Lub po prostu nie ma żadnej informacji o tym, skąd pochodzi dana rzecz. Co to znaczy? Niestety, tylko to, że przyjechała do nas z Chin. Bo jeżeliby była z Niemiec lub Argentyny, to można nie mieć wątpliwość, dumny producent nas o tym poinformowałby :)

No ale dobra, kiedy już wiedziałam, jak te rzeczy rozpoznać i zaczęłam czytam etykiety (oraz gnębić sprzedających na allegro pytaniami o kraj pochodzenia), przede mną powstał kolejny problem. Gdzie szukać alternatywy? Czy są jeszcze jakieś państwa, oprócz Chin, w których cokolwiek się produkuje?

Okazało się, że jednak są. 

Najmniejszy problem jest z kosmetykami. Po pierwsze, mamy wystarczająco własnych polskich, po drugie - całkiem sporo fajnych ekologicznych marek z Niemiec, Anglii i Stanów. Nie mówiąc już o wspaniałych maseczkach i kremikach, które można sobie zrobić samodzielnie w domu. Ale uwaga! Mimo wszystko, chińskie kosmetyki też mogą się trafić wśród polskich, więc kupując cokolwiek bardzo taniego, warto zainteresować się, skąd ono pochodzi.

Jeżeli chodzi o naczynia oraz kuchenne akcesoria, też nie jest wszystko stracone. Oprócz Chin, mamy też rzeczy polskie, francuskie i włoskie. Niekoniecznie bardzo drogie. Ostatnio robiąc zakupy w Auchan, znalazłam kubek, talerzyk i patelnie w przystępnych cenach, z Francji, Indonezji i Włoch. 

Większy problem może być z ubraniami. Ale tutaj też pomaga czytanie etykiet. W H&M oraz niektórych innych sieciówkach (nie mówiąc już o allegro) da się znaleźć całkiem sporo rzeczy z Maroka, Turcji, Indii, Bangladeszu i innych państw.

Ciężko też jest o niechińskie buty, ale w Polsce, na szczęście, nadal jest kilka firm, które produkują obuwie. Mam zamiar korzystać z ich ofert :)

Ja rozwiązałam problem z ubraniami w ten sposób, że po prostu rzadko kupuję nowe :) Wolę kupować używane na allegro. Przez dłuższy czas miałam wstręt przed noszeniem rzeczy "po kimś", ale zainteresowanie ekologią trochę zmieniło mój stosunek do sprawy. Szkoda zaśmiecać środowisko, kiedy ktoś może bardzo chcieć akurat taką sukienkę, która mi się nie podoba. Więc sama sprzedaję nietrafione rzeczy oraz chętnie kupuję, bo kosztują jakieś 10 razy taniej, niż nowe, do tego nawet jeżeli były chińskie, nie nakręcam im biznesu, a ratuję przed śmiercią fajny ciuszek. A że jest już często co najmniej parę razy wyprany, to mam większą pewność, że skądkolwiek pochodzi, zawiera chociażby mniej chemii :)

Z jedzeniem problemu raczej być nie powinno, oprócz czosnku, pestek dyni i herbaty. Dla mnie było dużą niespodzianką to, że jest tak ciężko o polski czosnek. Na rynku - chiński, w supermarkecie - chiński. Na szczęście czasami udaję mi się znaleźć mimo wszystko polski lub hiszpański. Wtedy robię mały zapas :) Pestki dyni są świetne dla zdrowia, ale pochodzą prawie wyłącznie z Chin. Jeżeli już chcemy zaryzykować, to lepiej przynajmniej kupić ekologiczne - większa szansa, że nie zatrute pestycydami i chociażby od czasu do czasu kontrolowane. Nie jest też wesoło z herbatą, szczególnie zieloną (i to nawet niezależnie od państwa jej pochodzenia) - lepiej kupić ekologiczną, jeżeli jest taka możliwość, bo ilość pestycydów w niej może być przerażająca...

Bieliznę gorąco polecam polską :) ponieważ większość tego, co zobaczymy w jakimś Etam lub Intimissimi, pochodzi z... tak, już wiecie, skąd :)

To samo dotyczy biżuterii. Jest dużo pięknych, ręcznie robionych rzeczy, które można kupić od utalentowanych dziewczyn na przykład, w pakamerze lub na allegro. Natomiast sklepy sieciowe, typu Bijou Brigitte, mają prawie wszystko chińskie.

Najbardziej skomplikowanym i prawie niemożliwym przedsięwzięciem jest kupno urządzeń do domu. Ponieważ jest to naprawdę ciężkie, najlepszym rozwiązaniem w tym przypadku dla mnie jest kupowanie rzeczy używanych, ale w dobrym stanie. Chociaż czasami udaje się zrobić niemożliwe :) Moje akumulatory AA pochodzą z Japonii, a mój mp4 player jest z Korei. 

Jak nabiorę więcej wprawy, zrobię małą tabelkę z przyjaznymi producentami bez "Made in China". Mam nadzieję, że komuś się przyda.

czwartek, 23 lutego 2012

Moje ulubione sklepy internetowe

Od razu chcę powiedzieć, że nie mam żadnych powiązań ze sklepami, o których chcę napisać :) Nie jest to reklama, tylko moja subiektywna opinia.

Ze sklepów internetowych korzystam od dawna. Najpierw raczej z przymusu, bo byłam szaloną zakupoholiczką i w centrum handlowym potrafiłam zostawić znacznie więcej pieniędzy, niż przeznaczałam. Stwierdziłam więc, że lepiej przez internet, bo i  taniej, i więcej czasu na przemyślenie zakupów :) Teraz centra handlowe już nie są dla mnie zagrożeniem (większość rzeczy jest z Chin, więc nie mam nawet po co tam iść), ale nadal bardzo chętnie kupuję przez internet. Wybór większy, koszty mniejsze, do tego nie wychodząc z domu... wygodnie :)

Poniżej - moje ulubione sklepy, w których zaopatruję się w różne fajne rzeczy.

Zdrowe i ekologiczne jedzenie


Za co lubię: tańsze niż w innych ceny, duży wybór zdrowego jedzenia, współpraca z Vivą! i pomóc zwierzętom
Czego nie lubię: mało jedzenia ekologicznego, gorsza (moim zdaniem) jakość niektórych produktów (na przykład, kasz) 


Za co lubię: możliwość odbioru osobistego w Warszawie (w miejscu, do którego łatwo dojechać), rozsądne ceny, szybka realizacja zamówień
Czego nie lubię: mniejszy wybór, niż u konkurencji 

Kosmetyki ekologiczne i "chemia" naturalna


Za co lubię: duży wybór, dużo opinii na temat poszczególnych produktów, możliwość zbierania punktów (i dalszych zniżek) za zamówienia, zawsze szybka wysyłka, dużo gratisów oraz wygodna i czytelna strona
Czego nie lubię: ceny droższe, niż w niektórych innych sklepach


Za co lubię: dobre ceny, duży wybór, wygodna strona
Czego nie lubię: brak zniżki dla stałych klientów


Za co lubię: znacznie tańsze ceny, ciekawe produkty, dobry wybór eko chemii, dobry kontakt
Czego nie lubię: niektórych rzeczy nie ma tak naprawdę na magazynie

Karmy dla zwierząt


Za co lubię: przejrzysta strona, duży wybór, zniżki, bonusy, zbieranie punktów
Czego nie lubię: fatalna firma kurierska, w paczkach czasami bywają braki 


Za co lubię: szybka dostawa, duży wybór, dobry kontakt
Czego nie lubię: trochę "ciężka" strona, brak bezpłatnej dostawy od 100zł
Jeżeli ktoś może mi polecić inne dobre sklepy, jestem chętna :)

Dlaczego "Made in China" nie jest dobrym wyborem?

Pierwsza (i, niestety, nie tylko pierwsza) reakcja ludzi na to, że bojkotuję rzeczy, zrobione w Chinach, jest z reguły taka sama.

- To jest bez sensu, i tak świata tym nie zbawisz.
- I to jest niemożliwe, bo teraz wszystko jest tam robione.
- A tak w ogóle, to po co się fatygować? Nie masz czym się zająć w wolnym czasie?

Wiem, że świata nie zbawię, ale kropla drąży skałę.Unikanie rzeczy z Chin jest faktycznie bardzo ciężkie, ale możliwe. Dlaczego tracę cenny czas na wyszukiwanie przedmiotów z innych państw? Jest na to powód, i to nawet nie jeden. Przedstawiam je w tym porządku, w którym zaczęli do mnie docierać...

1. Słaba jakość

Większość chińskich rzeczy, z którymi do tej pory miałam do czynienia, jest poniżej krytyki, bo ląduje w śmieciach z rekordową prędkością.

2. Strata pieniędzy

Zdecydowanie wolę kupić jedną porządnie zrobioną rzecz, niż dziesięć do niczego, nawet jeżeli są bardzo tanie. To po prostu bardziej się opłaca.

3. Niebezpieczeństwo dla zdrowia (a czasami nawet życia)

Rok 2007. Masowe śmierci zwierząt w Stanach z powodu zakażonego melaminą glutenu:


Ten sam 2007. Mattel wycofuje ze sprzedaży prawie milion lalek Barbie (farba z ołowiem)


Żeby było ciekawej, to Mattel przeprosiła... Chiny. Za to, że ucierpiała ich reputacja.

I znów 2007. Ryba, zanieczyszczona lekami. Smacznego.

2008. Melamina znaleziona w mleku. Tysiące chorych dzieci, kilka zmarło.


Chiny dorobiły się już całego artykułu na temat zatrutych substancji na wikipedii:

A do tego jeszcze mamy wadliwe opony, rozwalające się na kawałki materiały budowlane,  buty, od których na nogach pojawiają się oparzenia... To są tylko te skandale, o których słyszałam. Wystarczy sobie trochę poszukać, żeby znaleźć wiele innych niepokojących informacji na ten temat.

4. Zatrucie środowiska

Sporo państw chętnie zajmuje się zabijaniem przyrody, ale Chiny są w tym wyjątkowo dobre. Kilka zdjęć, które zrobiły na mnie naprawdę duże wrażenie...


5. Znęcanie się nad zwierzętami

Zwierzęta i Chiny, to oddzielny temat (i jego samego wystarczyłoby mi z górką, żeby już nie chcieć dotykać czegokolwiek chińskiego). Odzieranie psów ze skóry na żywo, gotowanie kotów na żywo, wykorzystywanie futra psów i kotów do zabawek - codzienne dręczenie zwierząt jest na porządku dziennym. Osobom wrażliwym jak ja polecam poniższe linki jako dobry środek na obniżenie nastroju i wywołanie płaczu. Depresja gwarantowana.

Uwaga: bardzo drastyczne zdjęcia :(

6. Wyzysk pracowników, praca dzieci

O tym, w jakich warunkach pracują i za ile, można przeczytać, na przykład, tutaj:


7. Totalitarny system

Ciekawostka: rzeczy, które kupujemy, mogły być zrobione w obozach pracy, przez ludzi, którzy trafili tam wcale nie za przestępstwa, lecz za "odmienne" poglądy... I są głodzeni, bici i torturowani... A produkują, między innymi, pestki dyni, które w Polsce są głównie z Chin.

http://www.clearharmony.net/articles/200308/14462.html

Zdaję sobie sprawę z tego, że jest dużo innych państw, w których też dzieją się podobne rzeczy. Ale moim zdaniem, Chiny są zjawiskiem unikalnym, bo mają zabójczą kombinację wszystkiego, co najbardziej mnie przeraża. I dopóki tak będzie? Dopóki my, "zachodni świat", nie przestaniemy tak chętnie od nich kupować rzeczy, okupione ogromnym cierpieniem zwierząt i ludzi. Dlatego teraz zawsze robię przemyślane zakupy. Czytam metki, wysyłam zapytanie o kraju pochodzenia do sklepów. Nie jestem fanatykiem, zdarza mi się coś kupić z Chin, jeżeli to jest naprawdę niezbędne do życia i absolutnie się nie da znaleźć alternatywy. Ale cieszę się, że takich przypadków jest bardzo mało, a większość rzeczy, których potrzebuję na co dzień, można zdobyć bez "made in China". Zachęcam do tego i was :)

O mnie.

Witam serdecznie na moim blogu.

Mam na imię Ania (w tej chwili - 29 lat), pochodzę z Rosji, ale od jakiegoś czasu mieszkam w Polsce. Interesuję się wszystkim, co jest związane z ekologią, zdrowym odżywianiem i pomocą zwierzętom. Staram się być świadomym konsumentem, nie kupuję produktów testowanych na zwierzętach, kilka lat temu przeszłam na wegetarianizm.

W tym blogu chcę poruszyć tematy:

- jedzenia wegetariańskiego
- kosmetyków naturalnych, ekologicznych, nietestowanych na zwierzętach
- domowej chemii niechemicznej
- bojkotowania rzeczy "Made in China"

Życzę miłej lektury :-)